Moja droga twórcza składa się z cyklów prac, które tworzą obraz moich poszukiwań w malarstwie. Można powiedzieć słowami poety Basho, że droga ta jest bardziej "procesem odkrywania niż tworzenia".

 
W rytmie

....afrykańskich bębnów, stukotu obcasów flamenco, argentyńskiego tanga, falujących sukni derwiszy... powstają moje nowe obrazy.

Śledząc rozwój tańca, od tańca ludów pierwotnych do tańca nowoczesnego, zachęciło mnie to do podróżowania w świat różnych epok i poznawania tańca z różnych stron świata. Dochodzę tu do mojego małego odkrycia - tworzenia własnych choreografii na płótnie inspirowanych różnymi stylami tańców.

Rytm, czyli zapisanie ruchu w czasie jest w moich obrazach rytmicznym nacinaniem jego struktury . Linia często naprężona jak struna dźwięczy , pulsuje swym światłem, czasem jest rozedrgana, nierówna i postrzępiona wibruje nierównym dźwiękiem, czasami jest ledwie słyszalna jak tryl, drży, czasem krótka staccato, czasem głośna i wyrazista, by wybrzmieć forte, w niektórych partiach obrazu jest z kolei wydarta boleśnie do żywej bieli płótna lub jest zwyczajnie dziurą na wylot - krzykiem przestrzeni. Faktura, linia i kolor w obrazach mają ogromne znaczenie dla wyrażenia rytmu w kompozycji malarskiej.

In memoriam

Fotografia, zatrzymany kadr rzeczywistości w obrazie przemienia się w nowa rzeczywistość. Chciałam, aby ten cykl był poświęcony wielkim kreatorom nowych światów: Bergmanowi, Kieślowskiemu ,Felliniemu, Saurze etc. Wybieram te kadry z filmów, które pasują do mojego życia w danej chwili, musi mnie w nich coś poruszyć, coś zachwycić. Malowanie to dialog, to jak połączenie się duchem z twórcą (reżyserem) i stawanie się w obrazie tą postacią ,którą wcześniej wykreował reżyser: to ja staję się Weroniką z "Podwójnego życia Weroniki", Adą z filmu "Fortepian" etc. To tak jak wkładanie maski różnych postaci, gdzie to już nie ja ,tylko ukryta w niej moja twarz staje się nowa osobą - jak w teatrze no(...), aktor dzięki masce ulega depersonalizacji- zapomina o sobie, swoim człowieczeństwie. Prawdziwą twarzą aktora jest maska. Pod nią jego własna, żywa twarz traci możliwość grania. Staje się cieniem maski(?)"*

Z Mikołajem

Zaczęło się od pragnienia uwieczniania na obrazie ważnych dla mnie scen z życia lub osób i malarstwo stało się swego rodzaju pamiętnikiem. Uwielbiam obserwować mojego syna i zapamiętywać jego postać w różnych sytuacjach: np. przychodzę z pracy do domu a on gra na pianinie. Potrafię stać nieruchomo, patrzeć i notować, by potem utrwalić tę chwilę na płótnie.

Zatrzymać chwilę

Zatrzymanie chwili i lęk przed jej utraceniem, a tym samym pragnienie, by jej nie utracić znalazłam u wielu artystów, a przede wszystkim u Henri Cartera - Bressona, który mówi:  "chodziłem przez cały dzień w ogromnym napięciu, szukałem na ulicach tematów, aby uchwycić je na 'gorącym uczynku' " .Artysta dążył, aby w momencie naciskania spustu migawki wszystkie elementy harmonijne "zagrały". Często podkreślał, że "instant decisif"- "moment decydujący" to cała tajemnica dobrej fotografii. Temat, wybór motywów i sposób ich przedstawiania posiadają osobisty, emocjonalny aspekt.

Kar - Wai to jeden z moich ulubionych reżyserów, wizjoner, pod wpływem którego powstał cykl obrazów zatytułowanych "zatrzymać chwilę".
Zafascynował mnie jego film: "In the mood of love" przetłumaczony niefortunnie "spragnieni miłości", choć oryginalne tłumaczenie powinno brzmieć: "w nastroju miłości". Poruszył mnie w tym filmie nastrój, klimat stworzony nie przez aktorów ale przez KOLOR. Wiele scen jest monochromatycznych a zarazem kolorowych, bo przecież w jednej gamie możemy odkryć wiele kolorów, jakże bogata może być paleta czerwieni, brązów czy błękitów. Ja też próbowałam ten nastrój oddać w obrazach z tego cyklu. Faktura ścian odrapanych, zbrudzonych, starych odpadających tynków, zdartych gazet ma nawiązywać do konkretnej rzeczywistości mnie otaczającej- ulic, podwórek, ścian które mijam. Postacie o wydłużonych proporcjach jak u japońskiego reżysera, mijają się, są tuż od spotkanie, od dialogu. Najczęściej pokazane bardziej sylwetą, cieniem, ledwie zarysowane zaznaczają swoją obecność.
Temu cyklowi towarzyszył też album Kydryńskiego "Pod słońce", gdzie podobał mi się w szczególności montaż zdjęć, ich kadrowanie i otwarte kompozycje.
Ja próbowałam tak komponować te obrazy, by sprawiały wrażenie
przypadkowego kadru.

W zwierciadle

Takie też były te obrazy malowane jakby w zwierciadle; niewyraźne, skapane w białym świetle przeźroczystej bieli , która powodowała, że figury na nich nie były do końca widoczne, niknęły w przestrzeni tła podkreślone gdzieniegdzie czarną linią lub delikatnym rysunkiem. Prawie zrezygnowałam z formy zastępując ją linearnymi wartościami. Obrazy były scenami jak ze snu, które odbijały się w zwierciadle płótna. Były to kompozycje najczęściej wielofigurowe przedstawiające pewne sceny zaobserwowane z rzeczywistości. Nawiązywałam tutaj do malarstwa Maneta i tematycznie, i kolorystycznie. Gama obrazów była bardzo wąska utrzymana w szarościach, beżach i bielach z akcentem koloru. Jak przypadkowy przechodzeń podglądałam przez okna witryn scenki spotkań, tańców, rozmów? Działy się one jak u impresjonistów: w barach, kawiarniach, na koncertach. Postacie były wydłużone w symbolicznie ujętych pozach, zatrzymane przy kawiarnianych stolikach, lub w tanecznym uścisku lub samotnie palące papierosa. Była to metafora do mojego życia w tamtej chwili- mojej samotności i tęsknoty.

Z muzyką w tle

Dwa lata po studiach malowałam obrazy, gdzie muzyka w nich odgrywała główną rolę. Muzyka stała się pretekstem do przedstawienia moich uczuć i emocji. Postacie ludzkie w tych pracach pokazywałam dość umownie, wręcz schematycznie, stały się niemal piktogramami. Mimo to wydaje się, i chciałam, aby człowiek w nich był najważniejszy.
Przywołałam kolor dla nowych płócien, tak żeby dźwięczał różnymi tonami, brzmiał dźwiękami różnych instrumentów, gdzie "jasny błękit porównać można do dźwięku fletu, a ciemny do altówki, jeszcze bardziej go ściemniając do cudownych tonów wiolonczeli"*. W tych pracach wykorzystałam technikę kolażu, przyklejając fragmenty gazet, tkanin, tektur, ale już nie pozostawiłam ich surowymi jak to jeszcze robiłam w pracach dyplomowych lecz je zamalowywałam laserunkowo kolorem. Często agresywna, szorstka faktura tła była przez kolor wyciszana i uporządkowywana. Ten moment w procesie twórczym gdy tłumiłam wulkan faktur cienkimi warstwami koloru nazywam katharsis. Dla mnie samej jest to chwila wyciszenia, spokoju i magicznego momentu cichego dialogu z własnym obrazem.